Czwartek, jak to czwartek minął wyjątkowo intensywnie.
Z początku w obroty wzięło mnie kolokwium zaliczeniowe ze sprawozdań z SRSE. Spodziewałem się innych pytań, dlatego nie na wszystko udało mi się odpowiedzieć. Szczególnie zawiódł mój umysł gdy przyszło do rysowania charakterystyk. Jedna z drugą mi się pomyliła i strzelałem na ślepo. Jak się dzisiaj okazało, nie trafiłem, chociaż oceny niczego sobie. Zaliczyłem!.. jak na razie tylko kolokwia. Zeszyt jest wciąż sprawdzany i najpewniej w czwartek dowiem się więcej.
APT też niczego sobie. Szczególnie, że przedstawiono nam języki programowania sterowników. Powiedzmy sobie szczerze. Ludzie tworzący semantykę tych języków albo byli kompletnie pijani (RESE zamiast RESET, bardzo_dlugie_i_strasznie_glupie_nazywanie_blokow_funkcyjnych, skladnia Pascalo-podobna, wersja assemblera z nawiasami!) albo nie mieli o tym zielonego pojęcia, albo żyli w latach 60. Stawiam na to ostatnie, chociaż przeglądając ponownie programy, skłaniam się ku pierwszemu.
Ostatnie zajęcia, laboratoryjne, minęły udanie. Mam do oddania dwa sprawozdania, za które muszę się w końcu zabrać. No ale najpierw skończyć programy. Czekają mnie kolejne godziny w laboratorium. Najgorsze jest to, że za 2 zajęcia przyjdzie zmiana personelu, czyli wymiana na szefa – gardzącego wszelakim studenckim mięsem, oraz parszywca – lubującego się w ukazywaniu wyższości wiedzy, niezależnie czy ją ma czy nie. Cholera.
Miłym elementem dnia była wizyta i dołączenia do uczelnianego KN. Szykuje się dużo roboty. I to z wielu frontów. A na koniec… zabawa w mieście. Kolejna już za tydzień!